Ballada o dzieciństwie

Ja się na ten świat podły nie pchałem
Mimo woli zaczęło się życie
Ciemną nocą poczęty zostałem
Urodziłem się jednak o świcie

Spokój miałem przez dziewięć miesięcy
Rok nie wyrok – pojąłem to w mig
Suto, ciepło, bezpiecznie, cóż więcej
Może chcieć człowiek nim pozna krzyk

Jest dokument ważniejszy od wierszy
W swej metryce mam wpis drukiem tłustym
Że na wolność wyszedłem raz pierwszy
W tysiąc dziewięćset trzydziestym ósmym

Winnych długo w pamięci szukałem
Winnych zsyłkom, rewizjom i łzom
Urodziłem się, trwałem, przetrwałem
Na Mieszczańskiej stał mój pierwszy dom

Złowieszczy krzyk w ciemności dopada mnie co dnia
I nie wiem wciąż kto krzyczy – przyjaciel, wróg, czy ja
Czy tylko echo krzyku na domu wraca próg
Systemem korytarzy, systemem ślepych dróg

Zamknięte drzwi na głucho
A z czterech świata stron
Labirynt, tunel, kanał
Piwnica, bunkier, schron

Nie schodziła do schronu sąsiadka
Gdy syrena nad miastem zawyła
Wojna nie przerażała trzylatka
Tylko matka się strasznie martwiła

Każdy dzielił zapałkę na czworo
Naród cierpiał, cierpiałem i ja
Bardzo ciężko musiało być, skoro
Na konserwy zabrali mi psa

Wojna dla nas legendą się stała
Całą wojnę się w wojnę bawiłem
„Wcześniak” na mnie dzieciarnia wołała
Chociaż wcale wcześniakiem nie byłem

Wszędzie wokół czyhali wrogowie
Kto w niewoli – ten zdrajca i wróg
Powracali do domów ojcowie
Chociaż obcy już był domu próg

Złowieszczy krzyk…

Podłe czasy nas wychowywały
Człowiek rósł, a wartości karlały
I płynęły, gdzie trzeba kanały
I wpadały, jak trzeba, gdzie miały

Dzieci byłych sierżantów, majorów
Dziś patronów stadionów i szkół
Dokonały własnego wyboru
W własnej woli stoczyły się w dół…