Zamknął się w wozie, który na urwisku stał.
Musieli jechać już. Szef stanowczo rozkaz dał
I cyrk bez klauna ruszył na kraj świata wprost
Deszcz lał jak z cebra, gdy wtaczali się na most
Dla popękanej ziemi i dla wyschniętej rzeki
Zakończył się wielki post
Deszczowy cyrk, deszczowy klaun
Deszczowy cyrk, deszczowy klaun
Garbus, atlas, karlica, pogromcy oraz żonglerzy
Wszyscy milczeli ponuro i nikt naprawdę nie wierzył
Że dwa istnienia przerwie jeden strzał
Bo klaun starego kucyka miał – sama skóra i kości
Choć nazywał go Smutkiem, nie znał innej radości
Szef cyrku go zastrzelił, bo nienawidził starości
Trzech karłów z łopatami wykopać miało dół
I każdy bał się myśleć, co klaun czuł
Szef cyrku wymachiwał dymiącym pistoletem
I darł się: “Do roboty! Zakopać tę chabetę!
Spóźnimy się, spóźnimy! O Boże, ależ błoto!
Dlaczego cała trupa przy trupie stoi? Co to?
Na żal się wam zebrało? Zasypcie piachem ścierwo!
Nim się grabarze kruki do tańca śmierci zerwą!”
W napięty brezent lampek jak w werbel tłukły krople
Deszcz mieszał się ze łzami, padało coraz mocniej
I cyrk jak kondukt żałobny ruszył. Zawyły bestie w klatkach
Dziewczyna ptak, półczłowiek, kulawa akrobatka
Deszcz padał i dolinę wypełnił straszny odór
Bo zezwłok parujący wypłynął nagle z grobu
Deszczowy cyrk, deszczowy klaun
Deszczowy cyrk, deszczowy klaun
I sfrunął z czarnej chmury grabarz kruk
I czynił swą powinność grabarz żuk
A klaun się zamknął w wozie, co na urwisku stał
I zsuwał się po błocie, i w przepaść runąć miał
Widzieli, jak się zbliża mroczna czeluść
Wiedzieli, że klaun jest już blisko celu
Odkryli inną stronę, drugi brzeg
Cyrk to prawdziwie śmieszny jest rzeczy bieg