Wyszedłem z domu pewnego dnia,
Wilgotny wiatr owionął mnie.
Rozrywał czaszkę niemy krzyk
Po długiej nocy obok jej zwłok…
Minąłem starą kaplicę, gdzie
Wygłaszał mowy wielebny sęp
O życiu, które zaczyna śmierć…
Przypomniał mi się mój kumpel Micke,
Ktoś w linoleum zawinął go
A potem mu przestrzelił kark..
Więc w aureoli leżał krwi,
Jak bańka prysła ostatnia myśl…
Do ciemnych niebios zacząłem wyć
Niech deszcz obmyje ten podły świat ze zła…
I spadł na ziemię potężny deszcz
A mnie przeniknął dreszcz
Tata nie zostawi cię, Henry.
Chłopcze, nie lękaj się!
Tata nie zostawi cię, Henry.
Chłopcze nie lękaj się!
Ta droga zawsze długa
I ciężka musi być.
Lecz tata jest z tobą, Henry
Więc nie płacz tylko idź.
I ruszyłem dalej drogą.
On ruszył drogą tą.
I ruszyłem dalej drogą.
On ruszył drogą tą.