Tu ona. Tam wieczność

O pewnej dziewczynie opowiedzieć chcę…

Mieszka w pokoju dwadzieścia pięć.

Tam? Tak, tam. Nade mną wprost jest łóżko jej.

Uronię łzę. Uronię łzę.

Bo ona chodzi.

A jej bose stopy słyszę wciąż nad sobą.

Ona chodzi przez całą noc.

Chodzi i płacze wciąż.

A je gorące łzy

Przez sufit ciekną i 

Każdą szczeliną kapią mi 

Na twarz. Ustami chwytam je.

Ustami chwytam je.

Chodzący płacz. Chodzący płacz.

Tu ona. Tu ona. Tam wieczność.

Tu ona. Tu ona. Tam wieczność.

Tu ona. Tu ona. Tam wieczność.

Czytając pościeli pamiętnik

Wtopiłem się w mapę brudnych plam.

Schowałem stronicę pod sweter 

Z koszmaru uciekłem przez okno.

Po dzikim winie. Swój własny koszmar mam.

Mam. Mam. Swój koszmar mam.

Tu ona. Tu ona. Tam wieczność.

Tu ona. Tu ona. Tam wieczność.

Chodzący płacz. Chodzący płacz. Chodzący płacz.

Pewnie nosi niebieskie pończochy.

A ja wciąż z uchem pod sufitem tkwię.

Wszystko może brzmi dziś absurdalnie,

Ale to pewnie jest najpiękniejszy dźwięk

Jaki znam.

Chodzący płacz. Klęczący płacz.

Tu ona. Tu ona. Tam wieczność.

Tu ona. Tu ona. Tam wieczność.

Dlaczego tak? Dlaczego tak?

Dlaczego tak?

Nie okłamujcie mnie. Powiedzcie mi,

Dlaczego nagle cały sufit drży? Drży! Drży! Drży!

Dlaczego pełno wszędzie węży i żmij?

To moje żądze. Kilka krwawych ran.

To wściekłej widźmy rozpaczliwy trans.

Bo wiem, że jeśli zdobyć chciałbym ją,

Utracę ją na zawsze i odejdzie stąd. 

Odejdzie stąd. Odejdzie stąd. Odejdzie stąd. Odejdzie stąd. Odejdzie stąd.

Odejdzie. Odejdzie. Na wieczność.

Odejdzie. Odejdzie. Na wieczność.