Dom psychiczne chorych

Marnych artystów trzeba truć
Prowincjonalną scenę rzuć
Czy to jest teatr, pytam
Czy psychicznie chorych dom
Prorocza wizja spełnia się
Do wariatkowa wzięli mnie
Mięciutkie ściany, okien brak
A drzwi bez klamek są

Na korytarzach świrów tłum
W oczach agresja, w głowach szum
Sanitariusze lubią bić
Lub zimną wodą zlać
To medycyny nowy cud
Terapia poprzez lęk i głód
Z jedzenia okradają mnie
Boję się jeść i spać

Dziś do czytania dali mi „Idiotę”
Dostojewski drwi z normalnych ludzi
Zło jest złem, nie metaforą zła
Gogola nie wspominam już
Bo tutaj nie ma martwych dusz
A każda żywa dusza
Na kaftanie numer ma

Literatura testem jest
Każdą reakcję, każdy gest
Wyśledzą, zanotują
Jaki efekt impuls dał
Ktoś w izolatce wali łbem
O ścianę, krzycząc, że jest psem
Pawłowa, pielęgniarki gryzł
Bo Nobla dostać chciał

Dziś pan profesor wyznał mi
Ja tracę zmysły, a czy ty „Lolitę” znasz?
Do gabinetu w nocy musisz wpaść
O Boże! Jest naprawdę źle
Wolę cenzurze poddać się
Nie leczą nieprawomyślności
Prochy ani maść

Dlatego czytam zamiast śnić
Analfabetą wtórnym być nie umiem
Choć z przypadków te najcięższe tylko znam
Błagam ja, ze mną, dla was, was
Puśćcie kto kogo, komu czas
Do domu jego, jemu, nim
Nim się zabije sam