Ogień w łaźni mi rozpal i wódki wlej,
Bo dreszcz zimny mnie przeszył na skroś…
Może gdy się zanurzę w gorącą biel,
Zdołam rozgrzać wystygłą już złość?
Wiatr za duży dokoła na moją sierść –
Dech z parzącą pomieszał się mgłą
I tatuaż zsiniały zdobiący pierś
Pulsującą nabiega już krwią.
Rozpal w łaźni polana, kamienie grzej,
Aż na skórze pojawi się sól…
Żar prawdziwy potrzebny jest duszy mej,
Żeby z potem wytopił się ból.
Czy potrafię o wszystkim powiedzieć wam?
Ludzie w śnieg się walili jak las…
Z tamtych czasów ten profil Stalina mam,
A z późniejszych Marinkę en face.
Jasną przyszłość zwiastował nam czarny chleb.
Raj tworzyliśmy, żeby w nim żyć
I strzelaliśmy wrogom z nagana w łeb,
Święcie wierząc, że tak musi być!
Rozpal w łaźni polana, kamienie grzej,
Aż na skórze pojawi się sól…
Żar prawdziwy potrzebny jest duszy mej,
Żeby z potem wytopił się ból.
Przyszli zaraz o świcie, pamiętam, że
Jeden młodszy mógł być niż mój brat
I z Syberii na Sybir pognali mnie,
Do więzienia bez murów i krat.
Do kopalni skierował mnie naród nasz,
Sztolnie w skale kazali mi tłuc,
Lecz na piersi wykłułem Stalina twarz
Bo wierzyłem, że rację ma wódz.
Rozpal w łaźni polana, kamienie grzej,
Aż na skórze pojawi się sól…
Żar prawdziwy potrzebny jest duszy mej,
Żeby z potem wytopił się ból.
Ja nienawidzę skarg próżnych – nie, nie jest źle!
Przecież żyję, a życie to cud!
Od przeszłości koszmarnej uwalniam się,
Zmywam z siebie cierpienie i brud!
Ruszam z witką brzozową w ostatni bój!
Smagam ciało aż płyną mi łzy
Na tatuaż Stalina – ideał mój,
Który jawę zamienił w złe sny.