O’Malley’s Bar

Jestem wysoki dość nie garbię się O.K.

W sumie sylwetka do pozazdroszczenia

Przypuszczam też ze mam fotogeniczną twarz

To tylko kwestia dobrego oświetlenia

O’Malley niezły bar prowadził vis a vis

Strasznie mnie suszy nalej mi jednego

O’Malley nie pił już od ładnych paru lat

Nie jesteś pierwszy znam ten ból kolego

Co pierwsze było strzał czy alkoholu haust

O’Malley zginął nadzwyczajnie łatwo

Za łatwo ale przez butelki grube szkło

Padało na mnie fantastyczne światło

Bywam człowiekiem więc nie wierzę że jest Bóg

Choć światło cechy może mieć mistyczne

Dusze śmiertelną mam gówno wypełnia ją

Czego dowiedzie krzesło elektryczne

Zacząłem śpiewać że brak silnej woli mi

Lecz pijąc zwalniam z kajdan swego ducha

A wtedy pani Holmes zaczęła drzeć się tak

Że warto było moment jej posłuchać

Śpiewałem głośniej wciąż wyłem jak stado hien

Warczałem i skomliłem niby szczeniak

Potem ruchomy cel zrobiłem z pani Holmes

Jej mąż bezwzględnie mocne miał wrażenia

Splunął mi prosto w twarz jesteś człowiekiem złym

Przez kilka chwil mnie to zastanowiło

Moralny traktat by się z tego zrobić mógł

Gdyby nie fakt że życie mnie znudziło

Życie znudziło mnie dobrze zrozumcie to

Nie moje życie bo nadzwyczaj cenię

Iluminację lub subtelną cieni grę

Richarda Holmesa zbrzydło mi istnienie

A wtedy Jerry Ball zaczął się głupio śmiać

Ja to za afront wziąłem osobisty

Więc popielniczki trzask z hartowanego szkła

Ogłosił wyrok w sposób oczywisty

Czaszka ugięła się twarz pękła mu na pół

Krew się rozlała jak szkarłatny potok

A ja szeptałem wciąż Jerry ty mogłeś żyć

Ale dlaczego śmiałeś się idioto

Mierzyłem w niego znów żeby nie męczył się

Zawsze wrażliwy byłem na cierpienie

Lecz przeszkodziła mi w tym Kathleen Carpenter

Strzeliłem do niej przez zniecierpliwienie

Finalny kadr The End trzeba ukłonić się

A może byśmy jeszcze coś wypili

Za dobry seans widz nie pożałuje braw

Nikt nie zaklaskał wszyscy już nie żyli

Ta cisza trwała wiek przerwał ją syren jęk

To nadjechały policyjne wozy

Na zewnątrz wyrzuć broń ręce na kark i wyjdź

Dlaczego na cmentarzach rosną brzozy

Ostatni nabój mam ręką zadrżała mi

Czyżbym miał w sobie jeszcze strachu ślady

Rewolwer muszę wznieść jak pierwszą szklankę no

Krawat nadgarstek szyja nie dam rady

Ręce na kark i wyjdź nie masz najmniejszych szans

O własnej śmierci nigdy nie myślałem

Ostatni nabój – tak starczy nacisnąć spust

Strzeliłem żyję czyli spudłowałem

Świeciło tysiąc słońc gdy opuszczałem sam

Bar O’Malley’a szczelnie otoczony

Widziałem pełno glin z karabinami stop

Nie strzelać ja nie jestem uzbrojony

Gdy policyjny wóz zabierał w próżnię mnie

Ujrzałem tęczę radio grało walca

Zjechał karetek sznur pod O’Malley’a bar

Zacząłem liczyć każdy strzał na palcach

Aaa raz

Aaa dwa

Aaa trzy

O’Malley’s Bar

O’Malley’s Bar

O’Malley’s Bar