Poskromienie Zielonej Milongi miało być zabawą
A stało się wyczerpaniem
Więc będę twój, Verde Milonga
Choć to ty zostałaś dla mnie napisana
Dla mojej bezczelności i dla mych lśniących butów
Dla marnotrawionego czasu
Po prostu dla przyjemności
Aż po kres zmęczenia, aż do upadku
Będę twój, niespokojna Verde Milonga
Bo wydobywasz ze mnie uśmiech straceńca
Przy każdym akordzie, chociaż cierpną mi palce
Więc jestem tu
Jestem, żeby grać i kochać
I szaleńcze pisać wiersze
I tańczyć, i w ukryciu szlochać
Tak, jestem tu
Jestem, żeby grać i kochać…
Lecz przecież Zielona Milonga
To nie musi być wcale piosenka
Delikatnie więc ją obudziłem
I poprowadziłem w wolniejszym rytmie
I Verde Milonga odkryła się nagle
I oglądałem, i oglądałem ją w cudownym bezwstydzie
Jej afrykańską gibkość, płochliwość dzikiej zebry
To jest granica, zielona granica
Zielona granica między miłością a muzyką
Olśniewającym spektaklem
W którym zamyka się Kosmos
Jak ją zapamiętać, jak ją sportretować
Wśród białych, słonych jezior ciszy
Niech Atahualpa lub jakiś inny władca czy bóg
Powie – descansate niño – a zacznę od początku
Że jestem tu
Jestem, żeby grać i kochać
I szaleńcze śpiewać wiersze
I tańczyć, i z miłości szlochać
Tak, jestem tu
Jestem żeby grać i kochać…